wtorek, 12 października 2010

Pan Nikt

          Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek zobaczę film science- fiction o zdecydowanie niekomercyjnym i eksperymentalnym charakterze, co więcej nie spodziewałem się że taki film mi się spodoba. A jednak, tym filmem był „Mr. Nobody” w reżyserii Jaco Van Dormaela z zaskakująco jak na taką produkcję wysokim budżetem w wysokości 37 milionów euro.



          W nie tak dalekiej przyszłości gdy ludzkość osiągnęła nieśmiertelność a na wycieczki wybiera się na Marsa swoich czasów dożywa Nemo Nobody, ostatni śmiertelny staruszek, grany przez świetnego Jareda Leto, znanego z „Requiem dla snu” a który co ciekawe w tym kontekście jest również wokalistą zespołu 30 seconds to Mars.
          Mr. Nobody, którego imię po łacinie również oznacza „nikt”, cierpi na zaburzenia pamięci, nie jest w pełni świadomy swojego wieku i aktualnego czasu. Więcej wyjawia hipnoza a także wywiad jakiego udziela dziennikarzowi przyszłości. Nemo stał się bowiem ze względu na swój wiek i przypadłość- śmiertelność, prawdziwym celebrytą, którego ostatnie chwile są bacznie śledzone niczym w reality show. Jednak większość filmu nie rozgrywa się w futurystycznym otoczeniu, gdyż wraz ze staruszkiem spoglądamy w jego przeszłość a właściwie przeszłości. W tym tkwi właśnie istota pomysłu na film, stąd jego eksperymentalność i to czyni go tak wciągającym. Nobody opowiada bowiem swoje życie uwzględniając rożne jego koleje, konsekwencje wyborów, które mogły rozstrzygać o jego losie. Już wybór jeden z trzech dziewczyn, powoduje iż śledzimy podstawowe trzy wątki, które dodatkowo pod wpływem różnych czynników mogą się dalej rozgałęzić... Żeby nie było łatwo to wszystko zostało podano w typowo postmodernistyczny sposób w poszarpanej, nieliniowej, niechronologicznej fabule. Extra!
          Pomocna w rozgryzieniu filmu jest jego oprawa audiowizualna. Każdy wątek wyróżnia się własną stylistyką, inspirowaną zdjęciami fotografa kiczu codziennego Martina Parra oraz oprawą muzyczną ułatwiającą ich rozróżnienie. Miernej jakości efekty specjalne mogłyby zrujnować odbiór filmu, lecz już na pierwszy rzut oka widać, że nie brakowało na nie środków. Zarówno przyszłość, kosmiczne podróże oraz niektóre bardzo surrealistyczne wizje świetnie się prezentują a co ważne często po prostu cieszą oko.
          Cały film przeplatany jest zgrabnie teoriami naukowymi, które zdają się uzasadniać jego chaotyczną strukturę. I to nie byle jakie bo poruszane są zagadnienia związane z wielkim wybuchem, teorią supestrun, czasem, entropią oraz bodajże najczęściej i to ciekawie ilustrowanym efektem motyla.
          Ja „Mr. Nobody” odebrałem jako swoistą przypowieść o tym, że podczas naszego życia ciągle dokonujemy pewnych wyborów nieświadomi tego, iż od ich powzięcia nasze życie zaczyna biec zupełnie innym torem. Nigdy nie dowiemy się jak mogłoby wyglądać nasze życie gdyby... Tylko umysł Nemo Nobody, który zdaje się być w kilku stanach jednocześnie nieczym kwanty w superpozycji może odkryć przed nami te tajemnice. Ale to już jest czysta fantastyka, warta obejrzenia dla własnych wniosków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz