piątek, 12 listopada 2010

Cykl Hyperiona

           Po praktycznie roku czytania (oczywiście nie ciągłego), czterech tomach, 2809 stronach i paru nie do końca przespanych nocach udało mi się dotrzeć do końca jednego z ważniejszych cykli fantastycznych- Cyklu Hyperiona, po angielsku zwanym zgrabniej The Hyperion Cantos. Dan Simmons w „Hyperionie”, „Upadku Hyperiona” oraz „Endymionie” i „Triumfie Endymiona” zabrał mnie w oszałamiającą podróż.
           W przyszłości odległej od naszych czasów o 700 lat ludzkość straciła w wyniku nieudanego eksperymentu swoją ojczystą planetę- Starą Ziemię i rozproszyła się w kosmosie. Rządy sprawuje Hegemonia Człowieka uzależniona od zaawansowanych technologii umożliwiających natychmiastową komunikację i podróże, które opracowały i kontrolują Sztuczne Inteligencje zorganizowane w TechnoCentrum. Panowanie Hegemonii jest jednak zagrożone z zewnątrz przez Innych, ludzkich kolonizatorów wysłanych w daleki wszechświat jeszcze za czasów Starej Ziemi, którzy przeszli tak głębokie przemiany w głębinach kosmosu, iż nie przypominają już ludzkiej rasy... Natomiast wewnątrz granic Hegemoni na planecie Hyperion czyha złowrogi Chyżwar grasujący w okolicy Grobowców Czasu. Taki jest początek, natomiast później zostajemy wciągnięci w wir zdarzeń, które zmieniają bieg historii, powodują upadek jednych rządów i powstanie nowych, rozszyfrowujemy frakcje i ich intrygi, poznajemy kolejne fascynujące teorie po to żeby dopiero na koniec odkryć prawdziwy układ sił i znaczenie zaistniałych wydarzeń.
            Czytając cykl Dana Simmonsa Hyperiona z zaskoczeniem odkryłem, że w czeluściach fantastyczno- naukowego kosmosu można odkryć czysty humanizm. Kreśląc z rozmachem wizję przyszłego świata Dan Simmons porusza dręczące ludzkość pytania, zarówno te odwieczne jak i wynikające z postępu. Boska natura, problem Abrahama, władza, ingerencja w naturalne środowisko, nieprzewidywalność niepohamowanego rozwoju techniki i uzależnienie od niej, życie pozaziemskie... To tylko czubek góry lodowej. Wszytko to podane w barwny i plastyczny sposób, przyswajalny dla laika, oczywiście niepozbawiony technicznego żargonu, nieodzownego w powieści s-f. Zatwardziali fani hard s-f powinni być usatysfakcjonowani, skoro autor odwołuje się do fizyki kwantowej, teorii Plancka a humanista powinien być pozytywnie zaskoczony wartościami jakie te stałe wyrażają. Historia dzieje się w dalekiej przyszłość, jednak Simmonsa osadził ją mocno w ziemskiej tradycji literackiej, historycznej, filozoficznej.
           Trudno napisać jeszcze coś nowego i odkrywczego o cyklu nie powtarzając recenzji już napisanych. Dlatego też po wstępie tyczącym całej serii wybiorę z czterech tomów to co najbardziej mnie urzekło.

#1 Hyperion


             Pierwszy tom opisuje pielgrzymkę siedmiu wybrańców zmierzających do Grobowców Czasu i tajemniczego Chyżwara. Sama podróż jest jednak pretekstem do wysłuchania opowieści każdego z nich, co z kolei pozwala na poznanie życia w rozległej Hegemonii z różnych perspektyw. Warto zaznaczyć, że zarówno historie jak i sposób ich opowiadania znacznie się od siebie różnią, nie popadając w schematyzm. I tak spośród opowieści między innymi poety, kapłana, żołnierza, mi najbardziej spodobała się opowieść konsula- „Wspominając Siri”. Jest to historia dziadków konsula, pięknej Siri żyjącej na błękitnej planecie Maui Przymierze i Merina, członka załogi statku kosmicznego Hegemonii, przedstawicieli dwóch tak różnych światów. Merin w tragicznych okolicznościach przypominających „Romeo i Julię” zmuszony jest opuścić planetę. Mimo to magiczny romans przyszłości trwa a rozgrywa się w erze podróży kosmicznych z prędkością podświetlną. Jej konsekwencje czyli dług czasowy i rosnący wiek Siri podczas rozłąki nadają tej z pozoru typowej historii charakteru. Ich legendarna miłość doprowadzi w końcu do buntu wobec Hegemonii o katastrofalnych dla planety konsekwencjach, będących ukrytymi pobudkami działań konsula...

#2 Upadek Hyperiona


           W którym to nadal śledzimy losy pielgrzymów, lecz tym razem za pośrednictwem snów Josepha Severna, nadwornego artysty przewodniczącej Senatu Hegemonii Meiny Gladstone. Nastąpiła zmiana optyki z osobistej opisującej losy pielgrzymów na szerszą, wielopłaszczyznową dotyczącą losów całej Hegemonii w jej konflikcie z Innymi i narastającymi problemami ze Sztucznymi Inteligencjami. Najciekawszą postacią jest właśnie Joseph Severn- cybryd, sztuczny twór mający być pomostem między TechnoCentrum a ludzkością. Jest on tak naprawdę repliką osobowości Johna Keatsa, angielskiego poety, którego twórczość i filozofia ma ogromny wpływ na cały cykl, znacznie wzbogacając wątki fantastyczne. W drugim tomie John Keats ma znaczenie wręcz kluczowe gdyż śledzimy proces odkrywania przez niego tajemnic TechnoCentrum a później towarzyszymy we wzruszających momentach dopełnienia się jego przeznaczenia... Tymczasem Hegemonia Człowieka chyli się ku upadkowi.

#3 Endymion


           Akcja trzeciego tomu rozgrywa się trzysta lat po wydarzeniach z „Upadku Hyperiona”. Hegemonia i jej technologie upadły, ludzkość po wstrząsie podnosi się pod rządami żelaznej ręki kościoła katolickiego, który przerodził się z mało znaczącej sekty w totalitarny aparat dowodzony przez papieża. Jest to najbardziej przygodowa część cyklu a to ze względu na formułę pościgu, w który angażują się kościelne siły. Uciekają natomiast android A. Bettik, Raul Endymion mający chronić Eneę- córkę cybryda Johna Keatsa, od której przetrwania zależy przyszły los ludzkości. Samo odkrywanie kolejnych planet sprawia największą przyjemność, oszałamiająca podróż międzyplanetarna pozwala poznać ciekawie wymyślone i barwnie opisane światy. Nieskończone morza Mare Infinitus, pustynie Hebronu, zmarznięte Sol Draconi Septem stanowią o potędze wyobraźni autora.  

#4 Triumf Endymiona


            Finalny tom w odróżnieniu od wcześniejszego nie jest już tak łatwy w odbiorze. Podróż niestety ma się ku końcowi. Wbrew moim oczekiwań ta część cyklu podobała mi się najmniej, pomimo wizyty na malowniczym T'ien Shanie, planecie zamieszkanej przez buddystów, których pagody i miasta gnieżdżą się na szczytach gór wyrastających z trujących mórz. Tutaj między już dojrzałą do roli mesjasza Eneą a a jej dotychczasowym opiekunem rodzi się prawdziwe uczucie. Triumf Endymiona czasami wydawał mi się zbyt rozwlekłą książka, ze zbyt długimi przestojami w akcji i rozciągniętą końcówką. Oczywiście musiało nastąpić rozwiązanie dręczących do tej pory bohaterów i czytelnika  zagadek, wyjawienie tajemnic... Ale właśnie to co do tej pory tak chwaliłem czyli pozytywny humanizm cyklu okazał się być w tak dużej dawce mdły i męczący. Pseudo komuna żywych istot, miłość będąca praktycznie siłą fizyczną oraz wspólna płaszczyzna dla wszelkich rozumnych istot wszechświata wydają mi się po prostu dość naiwne. Nie oczekiwałem happy endu, ale spodziewałem się chociaż porządnego nakopania adwersarzom. Może po prostu nie jestem jeszcze gotów przyjąć nauk Enei.

          Podsumowując Cykl Hyperiona jest świetnie napisany, upakowany wizjonerskimi kreacjami a przy tym wartościowy, co stawia go na równi z Diuną Herberta. Atutem serii jest również jej zróżnicowany charakter, dzięki czemu usatysfakcjonuje czytelników o odmiennych gustach. Jestem pewien że wszyscy i tak przeczytają całość, nie chcąc przepuścić takiej historii.