czwartek, 16 grudnia 2010

Wampiry, wilkołaki

           Oprócz śniegu i mrozu za oknami, grudzień przyniósł również gorącą serialową premierę- trzeci sezon Czystej Krwi na polskim kanale HBO.


           True Blood co prawda wpisuje się w zaistniałą ostatnio modę na wampiry, lecz na szczęście nie zobaczymy tam krwiopijców przeżywających nastoletnie miłostki i błyszczących po wyjściu na słońce. Wręcz przeciwnie- targetem są osoby dorosłe a prezentowane treści mogą zaskoczyć swoją wyrazistością. Seks i przemoc na ekranie ukazują prawdziwie dziką a przez to fascynującą naturę wampirów. Atutem serialu jest jego lokalizacja- amerykański stan Luizjana, którego podmokłe i zamglone terytorium stanowi idealne tajemnicze tło. Dodajmy do tego całą gamę charakterystycznych postaci, zarówno ludzkich jak i nadprzyrodzonych. Nasz współczesny świat w Czystej Krwi okazuje się być również zaludniony przez wampiry, zmiennokształtnych, postacie legendarne i mitologiczne, do których w trzecim sezonie dołączają wilkołaki. W takich realiach próbuje się odnaleźć Sookie Stackhouse, która sama posiada ukryte moce... ale to znający poprzednie sezony wiedzą już bardzo dobrze. W trzecim natomiast będą mieli szansę dowiedzieć się o Sookie jeszcze więcej, natomiast kto nie zna jej historii w ogóle powinien to jak najszybciej nadrobić.
             Warto nadmienić, że serial powstał na podstawie serii powieści Charlaine Harris, wydanych również w Polsce.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Varia i Interludia

            Przez ostatni miesiąc nieco zaniedbałem bloga, więc zanim zacznę uzupełniać zaległości pozwólcie mi się trochę ciekawie potłumaczyć.
           Otóż dane mi było spędzić jakiś czas w Stambule, który okazał się być dla mnie miejscem (co brzmi równie banalnie co prawdziwie) pełnym sprzeczności.
           Z jednej strony zewsząd atakują nas wizerunki wielbionego Ataturka, który zlaicyzował kraj, ograniczając wpływ islamu na życie państwa i obywatela, z drugiej zaś strony nad miastem dominują sylwetki meczetów, z których minaretów płyną donośne i regularne wezwania do modlitwy.
          Stambuł spina swoimi mostami Europę i Azję, jednak dla przeciętnego europejczyka będzie miał prawdziwie azjatycką naturę. Czternaście milionów mieszkańców codziennie przemieszcza się promami, metrem, tramwajami, autobusami, samochodami, taksówkami, przeciska się zatłoczonymi chodnikami w prawdziwie w nieskoordynowany sposób potrafiący początkowo przyprawić o ból głowy. Jednak w tym chaosie nikomu nic się nie dzieję i wszyscy wydają się docierać na czas. Gdyby grzecznie i po europejsku stali na czerwonym i nie przechodzili na skos przez trzypasmową ulicę- moim zdaniem- miasto by się udusiło.
         Wreszcie to co najatrakcyjniejsze- bazary. Zawsze wydawało mi się, że new weird'owe miasta, których wijące się ulice zdają się żyć własnym życiem są motywem stricte fantastycznym. Jednak sam podczas zakupów na Grand Bazarze bądź na innych rozległych rynkach miałem wrażenie, że ciągną się bez końca, zakręcają dookoła mnie a każdy zakręt kryje kolejne tak podobne do siebie alejki. A to wszystko w oparach smogu, echach klaksonów i nawoływań sprzedawców oraz niesamowitej mieszaninie zapachów przypraw, świeżych ryb, oliwek oraz dań z ulicznych jadłodajni.
         Warto było to przeżyć.
         Mało fantastyczny ten post, więc już kończę...