wtorek, 22 lutego 2011

Miasta w mieście

           Przyznam szczerze, że książkę Chiny Mievilla „Miasto i miasto” czytałem już jakiś czas temu. Wbrew pozorom ma to pozytywny wpływ, gdyż moje postrzeganie książki ewoluowało. Spodziewałem się specyficznej mievillowskiej fantastyki, czytałem wciągający kryminał a w pamięci została mi smutna opowieść o niszczących społeczeństwo uprzedzeniach.



          Nie sposób opisać fabuły książki, nie łącząc jej jednocześnie z miejscem akcji. Głównym bohaterem jest inspektor Borlu, który prowadzi dochodzenie mające na celu wyjaśnienie okoliczności śmierci kobiety, której ciało odnaleziono pewnego poranka w mieście Beszel. Gdyby na tym poprzestać, „Miasto i miasto” wydawałoby się sztampowym kryminałem. Jednak okazuje się, że tuż obok Beszel a właściwie wraz z nim przeplata się inne miasto o zgoła odmiennym charakterze- Ul Qoma.
           Beszel zdaje się być typowym wschodnioeuropejskim miastem, przytłoczonym przez szarą rzeczywistość, natomiast zanurzona w orientalnej tradycji Ul Qoma przeżywa właśnie początek boomu gospodarczego. Powody oraz sama secesja miast ginie w otchłani historii. Ich współcześni mieszkańcy natomiast od małego uczeni są w rozróżnianiu miejsc, osób z innych metropolii oraz ich „przeoczania” sami przy tym nabywając cechy umożliwiające to drugiej stronie. Gdy jednak porządek i granice zostaną naruszone, do akcji wkracza niemal mityczna służba specjalna „Przekroczeniówka”.
           W takich właśnie chaotycznych realiach przyjdzie pracować inspektorowi, sprawa będzie stawała się tym bardziej skomplikowana i wciągająca dla czytelnika gdy okaże się, że zbrodnia związana jest z życiem obydwu miast...
           Muszę przyznać, że początkowo czytałem powieść Mevilla jako typową fantastykę, usilnie wyobrażając sobie „przejścia” między miastami niczym zwierciadła równoległych wymiarów, zanim dotarło do mnie, że nic takiego nie ma miejsca. Nie zachodzą żadne nadzwyczajne zjawiska a jedynym wytłumaczeniem podziału jest po prostu czynnik ludzki. Społeczeństwo, które powinno być zjednoczone wspólnym miejscem zamieszkania opierając się na dawno zapomnianym powodzie dzieli się i pogłębia różnice dzięki tabu i uprzedzeniom. Autorowi znakomicie udało się zobrazować tą początkowo nie do pomyślenia wizję.
           Historię z „Miasta i miasta” można odbierać jeszcze szerzej, jako nie tak bardzo zawoalowane (należy pamiętać, że China jest również zaangażowanym politykiem, co daję się odczuć w jego książkach) odbicie współczesnego konfliktu kultur, religii i cywilizacji. Nie potrzebny jest już wielki i symboliczny mur berliński, gdyż wciąż w naszej świadomości istnieją szklane ściany dzielące świat i społeczeństwa.

poniedziałek, 21 lutego 2011

Varia i Interludia #2

          Wydaje się, że niedawno tłumaczyłem się z blogowego zastoju wyjazdem a już wpadłem w drugi jeszcze dłuższy. Tym razem powód był bardziej prozaiczny- sesja. Na szczęście zdana oraz (w zasadzie nie wiem czy to szczęście) ostatnia już w życiu.
          Czas zająć się zaległym „Miastem i miastem” Chiny Mievilla, „Nakręcaną dziewczyną” i zbiorem opowiadań „Pompa nr sześć” Paolo Bacigalupiego, „Maszyną różnicową” Gibsona i Sterlinga oraz filmowymi potworami z „Monsters”.
          Zapowiada się fantastycznie.

czwartek, 16 grudnia 2010

Wampiry, wilkołaki

           Oprócz śniegu i mrozu za oknami, grudzień przyniósł również gorącą serialową premierę- trzeci sezon Czystej Krwi na polskim kanale HBO.


           True Blood co prawda wpisuje się w zaistniałą ostatnio modę na wampiry, lecz na szczęście nie zobaczymy tam krwiopijców przeżywających nastoletnie miłostki i błyszczących po wyjściu na słońce. Wręcz przeciwnie- targetem są osoby dorosłe a prezentowane treści mogą zaskoczyć swoją wyrazistością. Seks i przemoc na ekranie ukazują prawdziwie dziką a przez to fascynującą naturę wampirów. Atutem serialu jest jego lokalizacja- amerykański stan Luizjana, którego podmokłe i zamglone terytorium stanowi idealne tajemnicze tło. Dodajmy do tego całą gamę charakterystycznych postaci, zarówno ludzkich jak i nadprzyrodzonych. Nasz współczesny świat w Czystej Krwi okazuje się być również zaludniony przez wampiry, zmiennokształtnych, postacie legendarne i mitologiczne, do których w trzecim sezonie dołączają wilkołaki. W takich realiach próbuje się odnaleźć Sookie Stackhouse, która sama posiada ukryte moce... ale to znający poprzednie sezony wiedzą już bardzo dobrze. W trzecim natomiast będą mieli szansę dowiedzieć się o Sookie jeszcze więcej, natomiast kto nie zna jej historii w ogóle powinien to jak najszybciej nadrobić.
             Warto nadmienić, że serial powstał na podstawie serii powieści Charlaine Harris, wydanych również w Polsce.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Varia i Interludia

            Przez ostatni miesiąc nieco zaniedbałem bloga, więc zanim zacznę uzupełniać zaległości pozwólcie mi się trochę ciekawie potłumaczyć.
           Otóż dane mi było spędzić jakiś czas w Stambule, który okazał się być dla mnie miejscem (co brzmi równie banalnie co prawdziwie) pełnym sprzeczności.
           Z jednej strony zewsząd atakują nas wizerunki wielbionego Ataturka, który zlaicyzował kraj, ograniczając wpływ islamu na życie państwa i obywatela, z drugiej zaś strony nad miastem dominują sylwetki meczetów, z których minaretów płyną donośne i regularne wezwania do modlitwy.
          Stambuł spina swoimi mostami Europę i Azję, jednak dla przeciętnego europejczyka będzie miał prawdziwie azjatycką naturę. Czternaście milionów mieszkańców codziennie przemieszcza się promami, metrem, tramwajami, autobusami, samochodami, taksówkami, przeciska się zatłoczonymi chodnikami w prawdziwie w nieskoordynowany sposób potrafiący początkowo przyprawić o ból głowy. Jednak w tym chaosie nikomu nic się nie dzieję i wszyscy wydają się docierać na czas. Gdyby grzecznie i po europejsku stali na czerwonym i nie przechodzili na skos przez trzypasmową ulicę- moim zdaniem- miasto by się udusiło.
         Wreszcie to co najatrakcyjniejsze- bazary. Zawsze wydawało mi się, że new weird'owe miasta, których wijące się ulice zdają się żyć własnym życiem są motywem stricte fantastycznym. Jednak sam podczas zakupów na Grand Bazarze bądź na innych rozległych rynkach miałem wrażenie, że ciągną się bez końca, zakręcają dookoła mnie a każdy zakręt kryje kolejne tak podobne do siebie alejki. A to wszystko w oparach smogu, echach klaksonów i nawoływań sprzedawców oraz niesamowitej mieszaninie zapachów przypraw, świeżych ryb, oliwek oraz dań z ulicznych jadłodajni.
         Warto było to przeżyć.
         Mało fantastyczny ten post, więc już kończę...

piątek, 12 listopada 2010

Cykl Hyperiona

           Po praktycznie roku czytania (oczywiście nie ciągłego), czterech tomach, 2809 stronach i paru nie do końca przespanych nocach udało mi się dotrzeć do końca jednego z ważniejszych cykli fantastycznych- Cyklu Hyperiona, po angielsku zwanym zgrabniej The Hyperion Cantos. Dan Simmons w „Hyperionie”, „Upadku Hyperiona” oraz „Endymionie” i „Triumfie Endymiona” zabrał mnie w oszałamiającą podróż.
           W przyszłości odległej od naszych czasów o 700 lat ludzkość straciła w wyniku nieudanego eksperymentu swoją ojczystą planetę- Starą Ziemię i rozproszyła się w kosmosie. Rządy sprawuje Hegemonia Człowieka uzależniona od zaawansowanych technologii umożliwiających natychmiastową komunikację i podróże, które opracowały i kontrolują Sztuczne Inteligencje zorganizowane w TechnoCentrum. Panowanie Hegemonii jest jednak zagrożone z zewnątrz przez Innych, ludzkich kolonizatorów wysłanych w daleki wszechświat jeszcze za czasów Starej Ziemi, którzy przeszli tak głębokie przemiany w głębinach kosmosu, iż nie przypominają już ludzkiej rasy... Natomiast wewnątrz granic Hegemoni na planecie Hyperion czyha złowrogi Chyżwar grasujący w okolicy Grobowców Czasu. Taki jest początek, natomiast później zostajemy wciągnięci w wir zdarzeń, które zmieniają bieg historii, powodują upadek jednych rządów i powstanie nowych, rozszyfrowujemy frakcje i ich intrygi, poznajemy kolejne fascynujące teorie po to żeby dopiero na koniec odkryć prawdziwy układ sił i znaczenie zaistniałych wydarzeń.
            Czytając cykl Dana Simmonsa Hyperiona z zaskoczeniem odkryłem, że w czeluściach fantastyczno- naukowego kosmosu można odkryć czysty humanizm. Kreśląc z rozmachem wizję przyszłego świata Dan Simmons porusza dręczące ludzkość pytania, zarówno te odwieczne jak i wynikające z postępu. Boska natura, problem Abrahama, władza, ingerencja w naturalne środowisko, nieprzewidywalność niepohamowanego rozwoju techniki i uzależnienie od niej, życie pozaziemskie... To tylko czubek góry lodowej. Wszytko to podane w barwny i plastyczny sposób, przyswajalny dla laika, oczywiście niepozbawiony technicznego żargonu, nieodzownego w powieści s-f. Zatwardziali fani hard s-f powinni być usatysfakcjonowani, skoro autor odwołuje się do fizyki kwantowej, teorii Plancka a humanista powinien być pozytywnie zaskoczony wartościami jakie te stałe wyrażają. Historia dzieje się w dalekiej przyszłość, jednak Simmonsa osadził ją mocno w ziemskiej tradycji literackiej, historycznej, filozoficznej.
           Trudno napisać jeszcze coś nowego i odkrywczego o cyklu nie powtarzając recenzji już napisanych. Dlatego też po wstępie tyczącym całej serii wybiorę z czterech tomów to co najbardziej mnie urzekło.

#1 Hyperion


             Pierwszy tom opisuje pielgrzymkę siedmiu wybrańców zmierzających do Grobowców Czasu i tajemniczego Chyżwara. Sama podróż jest jednak pretekstem do wysłuchania opowieści każdego z nich, co z kolei pozwala na poznanie życia w rozległej Hegemonii z różnych perspektyw. Warto zaznaczyć, że zarówno historie jak i sposób ich opowiadania znacznie się od siebie różnią, nie popadając w schematyzm. I tak spośród opowieści między innymi poety, kapłana, żołnierza, mi najbardziej spodobała się opowieść konsula- „Wspominając Siri”. Jest to historia dziadków konsula, pięknej Siri żyjącej na błękitnej planecie Maui Przymierze i Merina, członka załogi statku kosmicznego Hegemonii, przedstawicieli dwóch tak różnych światów. Merin w tragicznych okolicznościach przypominających „Romeo i Julię” zmuszony jest opuścić planetę. Mimo to magiczny romans przyszłości trwa a rozgrywa się w erze podróży kosmicznych z prędkością podświetlną. Jej konsekwencje czyli dług czasowy i rosnący wiek Siri podczas rozłąki nadają tej z pozoru typowej historii charakteru. Ich legendarna miłość doprowadzi w końcu do buntu wobec Hegemonii o katastrofalnych dla planety konsekwencjach, będących ukrytymi pobudkami działań konsula...

#2 Upadek Hyperiona


           W którym to nadal śledzimy losy pielgrzymów, lecz tym razem za pośrednictwem snów Josepha Severna, nadwornego artysty przewodniczącej Senatu Hegemonii Meiny Gladstone. Nastąpiła zmiana optyki z osobistej opisującej losy pielgrzymów na szerszą, wielopłaszczyznową dotyczącą losów całej Hegemonii w jej konflikcie z Innymi i narastającymi problemami ze Sztucznymi Inteligencjami. Najciekawszą postacią jest właśnie Joseph Severn- cybryd, sztuczny twór mający być pomostem między TechnoCentrum a ludzkością. Jest on tak naprawdę repliką osobowości Johna Keatsa, angielskiego poety, którego twórczość i filozofia ma ogromny wpływ na cały cykl, znacznie wzbogacając wątki fantastyczne. W drugim tomie John Keats ma znaczenie wręcz kluczowe gdyż śledzimy proces odkrywania przez niego tajemnic TechnoCentrum a później towarzyszymy we wzruszających momentach dopełnienia się jego przeznaczenia... Tymczasem Hegemonia Człowieka chyli się ku upadkowi.

#3 Endymion


           Akcja trzeciego tomu rozgrywa się trzysta lat po wydarzeniach z „Upadku Hyperiona”. Hegemonia i jej technologie upadły, ludzkość po wstrząsie podnosi się pod rządami żelaznej ręki kościoła katolickiego, który przerodził się z mało znaczącej sekty w totalitarny aparat dowodzony przez papieża. Jest to najbardziej przygodowa część cyklu a to ze względu na formułę pościgu, w który angażują się kościelne siły. Uciekają natomiast android A. Bettik, Raul Endymion mający chronić Eneę- córkę cybryda Johna Keatsa, od której przetrwania zależy przyszły los ludzkości. Samo odkrywanie kolejnych planet sprawia największą przyjemność, oszałamiająca podróż międzyplanetarna pozwala poznać ciekawie wymyślone i barwnie opisane światy. Nieskończone morza Mare Infinitus, pustynie Hebronu, zmarznięte Sol Draconi Septem stanowią o potędze wyobraźni autora.  

#4 Triumf Endymiona


            Finalny tom w odróżnieniu od wcześniejszego nie jest już tak łatwy w odbiorze. Podróż niestety ma się ku końcowi. Wbrew moim oczekiwań ta część cyklu podobała mi się najmniej, pomimo wizyty na malowniczym T'ien Shanie, planecie zamieszkanej przez buddystów, których pagody i miasta gnieżdżą się na szczytach gór wyrastających z trujących mórz. Tutaj między już dojrzałą do roli mesjasza Eneą a a jej dotychczasowym opiekunem rodzi się prawdziwe uczucie. Triumf Endymiona czasami wydawał mi się zbyt rozwlekłą książka, ze zbyt długimi przestojami w akcji i rozciągniętą końcówką. Oczywiście musiało nastąpić rozwiązanie dręczących do tej pory bohaterów i czytelnika  zagadek, wyjawienie tajemnic... Ale właśnie to co do tej pory tak chwaliłem czyli pozytywny humanizm cyklu okazał się być w tak dużej dawce mdły i męczący. Pseudo komuna żywych istot, miłość będąca praktycznie siłą fizyczną oraz wspólna płaszczyzna dla wszelkich rozumnych istot wszechświata wydają mi się po prostu dość naiwne. Nie oczekiwałem happy endu, ale spodziewałem się chociaż porządnego nakopania adwersarzom. Może po prostu nie jestem jeszcze gotów przyjąć nauk Enei.

          Podsumowując Cykl Hyperiona jest świetnie napisany, upakowany wizjonerskimi kreacjami a przy tym wartościowy, co stawia go na równi z Diuną Herberta. Atutem serii jest również jej zróżnicowany charakter, dzięki czemu usatysfakcjonuje czytelników o odmiennych gustach. Jestem pewien że wszyscy i tak przeczytają całość, nie chcąc przepuścić takiej historii.



niedziela, 31 października 2010

Horror na Halloween

           Dzisiaj Halloween, czyli dzień w którym po odrzuceniu komercyjno- konsumpcyjnej otoczki wypadałoby obejrzeć dobry horror. Właśnie dzisiaj amerykańska stacja AMC wyświetli premierowy odcinek serialu „The Walking Dead” opartego na komiksie autorstwa Roberta Kirkmana, w Polsce wydawanego pod tytułem „Żywe trupy”.


Nie pora ani na cukierka, ani na psikusa tylko na porządną porcję świeżych mózgów...

sobota, 30 października 2010

Impresja z okładki

           Okładki książek fantastycznych bywają wtórne i bez wyrazu. Bywają też i takie, które sprawiają, że zatrzymujemy się koło regału i mimowolnie sięgamy po książkę. Tak z pewnością zadziałałaby okładka "Desolation Road" Iana McDonalda wykonana przez Stephana Martiniere'a. 




            Kim jest tajemnicza postać? Co to za świat i gdzie pędzi "lokomotywa"? Chciałbym się szybko dowiedzieć. Ale nie dowiem się, gdyż powieść wciąż nie ukazała się w Polsce...
            Pozostaje tylko podziwiać nastrojową okładkę z pięknymi, ciepłymi barwami i szczególnie widowiskowymi kłębami pary, które mogą przypominać dzieła Wiliama Turnera. Zresztą sami porównajcie z "Deszczem, parą, szybkością".


Wiliam Turner "Deszcz, para, szybkość"