wtorek, 28 września 2010

Kaloryczne lektury

          Obiecałem, że będę zajmował się dobrą fantastyką, warto więc zacząć z wysokiego C. Powieść Paolo Bacigalupi'ego „The windup girl” zgarnęła ostatnio wszystkie najważniejsze nagrody fantastyczne- od Hugo przez Nebulę po Locusa. Ostatni raz taki wyczyn udał się w 2001 roku Neilowi Gaimanowi i jego „Amerykańskim Bogom”. Co więcej, magazyn TIME przyznał jej 9 miejsce wśród 10 najważniejszych książek 2009 roku i to w kategorii mainstreamowej.




          Co takiego kryje się w „The windup girl”? Historia genetycznie zmodyfikowanej kobiety, stworzonej tak by potęgować erotyczne doznania i jej spotkania z członkiem wpływowej korporacji w Tajlandii przyszłości. W zasadzie póki co tyle można powiedzieć na temat książki bez uciekania się do spoljerów, gdyż książka ma ukazać się w Polsce dopiero/już w styczniu przyszłego roku nakładem wydawnictwa Mag. Warto jednak przyjrzeć się bliżej światu, w którym osadzona jest akcja powieści. Wspaniałą do tego okazją jest ostatnie wydane u nas opowiadanie Bacigalupiego- „Kaloryk”, opublikowane w drugim numerze polskiej edycji magazynu Fantasy & Science Fiction. Jeśli nie kupiliście, bez obaw, ponoć już niedługo można będzie zamawiać archiwalia przez internet. Warto chociażby tylko dla tej jednej historii. Dlaczego?
          Wizja Bacigalupiego jest oryginalna i niepokojąca. Rysuje się przed nami obraz świata postindustrialnego, w którym nastąpił krach globalnej cywilizacji opartej na paliwach kopalnych, wypalonej z energii mogących ją napędzać. Efekt cieplarniany w połączeniu z genetycznie usprawnionymi plagami, które dziesiątkowały uprawy wywołał masowy głód. Po tych katastrofach władzę praktycznie objęły korporacje dostarczające nasion odpornych na infekcje i kontrolujące obieg żywności oraz kalorii. Kalorii? Tu właśnie zbliżamy się do najciekawszych idei. Walutą stały się kalorie, powstałe z wzmocnionych upraw o wdzięcznych nazwach SoyPRO czy HiGro, które przeżuwane później w paszczach zmutowanych słoni- megadontów są przerabiane przez nie na energię magazynowaną w specjalnych spiralach. Oczywiście wszystko to pod prawie totalitarnym nadzorem firm, sprawujących ją za pomocą agencji ochrony Własności Intelektualnej. Skoro bowiem odporność została zaszczepiona przez korporacyjnych naukowców, rośliny stały się produktem nie różniącym się od klocków Lego. Uprawy bez licencji nie będą tolerowane a przemytnicy narażeni są na wysokie ryzyko w obliczu ogromu aparatu przymusu.
          O tym wszystkim dowiadujemy się śledząc losy przemytnika, hinduskiego imigranta, który płynie rzeką Missisipi przez centrum tego kalorycznego światka aby skrycie przewieźć pewien ładunek... Niestety bez komplikacji obejść się nie mogło. Cień z jego przeszłości, sięgający aż z Indii czyni tę historię jeszcze ciekawszą.
         Podróż Laljiego odkrywa ruiny mostów, miast oraz co uderzającą ubogość flory i fauny. Jest to konsekwencją niekontrolowanej bioinżynierii oraz manipulacji genetycznych. Zboże zawiera już w sobie zwierzęce białko, dziwokoty rozpleniły się tak, że zajęły miejsce zwykłych kotów i przetrzebiły ptactwo a o burtę łodzi obijają się masywne ryby LiveSalmon. 
         Co ciekawe w naszym, dzisiejszym i jak najbardziej realnym świecie amerykańska firma AquaBounty walczy właśnie o wprowadzenie na rynek swojego genetycznie zmodyfikowanego i znacznie większego od naturalnego łososia AquAdventage Salmon. Gdyby jednak takiemu „produktowi” udało się uciec do środowiska naturalnego, spowodowałby wymarcie tego prawdziwego. Historia z "Kaloryka" okazuje się nie być zupełnie wyssana z palca, skoro takie rzeczy dzieją się już, brrr.
      Paolo Bacigalupi porusza jak najbardziej żywotne i aktualne problemy, podlewając je gęstym fantastycznym sosem, czyli serwuje nam jak najbardziej wysokokaloryczną fikcję spekulacyjną. Jedynym moim zastrzeżeniem jest jednoznacznie negatywne ujęcie GMO (Genetically Modified Organisms), ale być może forma opowiadania nie pozwalała na ujęcie wszystkich aspektów zagadnienia. Tym bardziej warto czekać na „The windup girl” i przekonać się samemu. Mam nadzieję, że i Wam narobiłem smaku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz